Dzień 5. (04.08.2019) – Niedzielne tournée

Nasza pierwsza niedziela w Ghanie rozpoczęła się wcześnie, bo już po 6 musieliśmy wstać, by ze spokojem zdążyć na Mszę parafialną o 7 w pobliskim kościele.

Spodziewaliśmy się, że Msza będzie długa i zakładaliśmy, że potrwa ok. 2 godziny. Trwała jednak prawie 3, z czego sama składka była zbierana przez ok. godzinę! 😉 Jedna odbywa się w tym samym momencie co w Polsce, natomiast druga przeprowadzana jest przed samym błogosławieństwem na koniec. Towarzyszy jej również muzyka, śpiew i taniec. Każdy wierny w rytm muzyki podchodzi do stojącej na środku skrzynki i składa ofiarę. Przykładowo wywoływane były wszystkie osoby, które urodziły się w dany dzień tygodnia albo wszystkie, które chciały złożyć ofiarę np. 10 lub 50 cedi.
Każda tutejsza Msza Święta ma swój „klimat”. W niedziele ludzie ubierają czarno-białe stroje. Co ciekawe, nikt z wiernych nie był ubrany w rzeczy, które można kupić w przeciętnych sklepie, lecz w takie skrojone na miarę, z tutejszych wyjątkowych, wzorzystych materiałów, co podkreśla wyjątkowość i wagę jaką przykładają do Eucharystii.

Cała Msza przybrana była w piękne śpiewy i grę instrumentów, np. bębny, perkusję, bas, tamburyn. Były także dwa chóry – każdy ubrany w inny kolor togi.
Na zakończenie zostaliśmy poproszeni o wystąpienie na środek kościoła, a o. Izaak nas krótko przedstawił. Mieszkańcy przywitali nas wielką serdecznością i radością.
Następnie udaliśmy się na szybkie śniadanie, by zaraz potem móc udać się do kolejnych kościołów filialnych. Podzieliliśmy się na dwie grupy, jedna z o. Izaakiem (Ania, Luiza, Andrzej, Mikołaj), druga – z o. Emmanuelem (o. Mariusz, Michał, Patryk i ja).
Jechaliśmy prawie godzinę do naszego docelowego kościoła, więc mogliśmy podziwiać niesamowity ghański krajobraz.

Wszystkie kolory tutaj są intensywniejsze – ziemia prawie czerwona jak skruszona cegła, liście soczysto-zielone niczym w bajce… Mijaliśmy wioski należące do parafii św. Łukasza, w których toczy się spokojne życie -PRZY drodze bawią się dzieci, PO drodze biegają krowy, kozy i kury. 😉 Kobiety noszące różne przedmioty na głowach… Nadal zadziwia mnie ile i co potrafią udźwignąć (np. kilkumetrowe grube gałęzie!).  Przy drodze rosły kakaowce, palmy kokosowe, bananowce. Czy wiecie, że palmy kokosowe mają bardziej żółte liście od zwykłych palm? Takich różnych ciekawostek i szczegółów można dowiedzieć się przemierzając Ghanę. Jadąc przez niekończące się lasy tropikalne, nie mogliśmy się napatrzeć na piękno tutejszej przyrody. Już nas nie dziwi pojawiający się co jakiś czas delikatny deszczyk (no może w nocy trochę mocniejszy :D), a podróż odmierzamy licząc mnożące się dziury na drodze.
Kościół, do którego dojechaliśmy był zdecydowanie mniejszy od pierwszego. Nie przeszkadzało to jednak, by oprawie liturgii towarzyszył chór, perkusja i bębny oraz przedługa procesja z darami. Po Mszy wyszliśmy przywitać się z miejscowymi, którzy zareagowali na nas bardzo(!) entuzjastycznie. KAŻDY chciał mieć z nami zdjęcie na pamiątkę. Poznaliśmy także przywódcę wioski oraz różne miejscowe stowarzyszenia. Ciekawym doświadczeniem było także skosztowanie świeżo zerwanych kokosów. Najpierw po „obraniu” maczetą piliśmy wodę, a potem po przepołowieniu zjedliśmy biały środek. Zupełnie nie przypominało to smaku kokosa, który znamy ze sklepowych półek. Podeszliśmy także pod kościół, który dopiero się buduje.

Po tym wszystkim udaliśmy się do domu. Tam poczekaliśmy na drugą część ekipy i ruszyliśmy na obiad, a właściwie jak się później okazało, była to tylko przystawka. Mieliśmy okazję spróbować smażonego jamu, który bardzo przypomniał nam frytki belgijskie, tylko z gorzkim posmakiem na końcu.

Później udaliśmy się na przyjęcie z okazji 30. rocznicy święceń kapłańskich do znajomego księdza. Tam również zostaliśmy miło powitani i ugoszczeni. Degustowaliśmy wiele specjałów ghańskich, w tym m.in. ciasto i pikantną zupę z mięsem kozy. Koło godziny 20 zebraliśmy się do drogi, ponieważ czekały nas jeszcze 2 godziny jazdy. Ze względu na wspomniane już niezliczone ubytki w drogach, każda podróż trwa kilka razy dłużej. Śmiejemy się, że pędzimy tak szybko, iż prześcigają nas kozy. 😉 Możecie się więc domyślać jak to wygląda. 🙂
Po powrocie byliśmy tak zmęczeni, że chwilę po nieszporach rozeszliśmy się do łóżek. I tak minął nam kolejny, dzień pełen wrażeń.

                                                                                                                         Marlena

PS Dziękujemy Wam za wsparcie i pamięć! 🙂

PS 2 Wpisy mogą pojawiać się nieregularnie ze względu na zmienny dostęp do internetu. 🙂

Procesja z darami
Dzieci bardzo cieszą się na zdjęcia z nami
Na koniec świata! I jeszcze daleeeeej!!
Chłopacy zasmakowali podróży na pace 😉

1 myśl na “Dzień 5. (04.08.2019) – Niedzielne tournée”

Dodaj komentarz