Dzień dzisiejszy można by opisać w skrócie tak:
Rano o 5:30 zjedliśmy śniadanie, takie jak zwykle, potem pojechaliśmy na msze świętą, po której udaliśmy się nad pobliskie jezioro, a po chwili pojechaliśmy z powrotem do naszej parafii. Tam zjedliśmy kolację, taką jak każdego dnia, a po wspólnej modlitwie nieszporami, każdy zajął się swoimi sprawami…
Podejrzewam jednak, że taki opis może nie zadowolić co niektórych, tak więc…
Wcześnie rano, gdy tylko promienie słońca wejrzały nieśmiale przez okna naszych pokoi i skoro tylko musnęły powieki zaspanych oczu, wszyscy przebudzeni ochoczo i pełni energii wstali aby zacząć kolejny dzień w Ghanie; dzień niezwykły i pełen wrażeń.
Po obfitym śniadaniu o 5:30 (owsiance z płatkami kukurydzianymi oraz chlebie z masłem orzechowym) udaliśmy się w drogę mszę świętą. Ale jaką!… Ale gdzie!…
Była to msza odpustowa z racji Uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z 15 sierpnia. Około dwa tysiące ludzi, podobnie jak my, zapragnęło wspólnie w „sanktuarium na szczycie” uwielbiać Boga i oddawać cześć Maryi Pannie. Ale po kolei…
Po śniadaniu zapakowaliśmy się wszyscy, włącznie z klerykiem Fryderykiem, w dwa samochody i ruszyliśmy na północny-wschód do największego naturalnego jeziora w Ghanie -BOSOMTWE. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się piękny zbiornik otoczony zewsząd porośniętymi, zielonymi górami.
Przy jeziorze wznosi się wspomniana góra, na której szczycie znajduje się „sanktuarium” czy też „grotto”, czyli figura Matki Bożej, krzyż oraz stacje drogi krzyżowej. Zgodnie z planem, msza miała rozpocząć się o godzinie 9:00, i o tej właśnie godzinie weszliśmy na szczyt. Jak się jednak mogliśmy spodziewać, do rozpoczęcia mszy było daleko. W związku z pełną rocznicą powstania sanktuarium, miały miejsce (znane nam już) składki pieniędzy, wspólne tańce i śpiewy oraz modlitwa. W końcu o 10:00 rozpoczęła się Eucharystia, trwająca tylko do 14:00 (Boję się pomyśleć, co by to było, jakby w Polsce msza trwała, nie daj Boże, ponad godzinę :P).
Była to msza przepełniona śpiewem czy tańcami i można było dostrzec w tym wszystkim prawdziwą radość tych ludzi. Po prostu cieszą się, że są razem i mogą wspólnie się modlić. Również składka przebiegała w radosnym nastroju, co sprawiało wrażenie, jakoby była ona tylko pretekstem do wyjścia na środek i zatańczenia z innymi. Po komunii, czego nigdy jeszcze nie spotkałem, nastąpiła modlitwa prowadzona przez przewodniczącego tę Eucharystię – biskupa Johna, który starał się uświadomić ludziom żywą obecność Chrystusa, Którego chwilę wcześniej przyjęli.
Nie wchodząc więcej w szczegóły powiem tylko, że ta Eucharystia z pewnością należała no niezapomnianych.
Później udaliśmy się na upragniony obiad i ruszyliśmy nad jezioro.
Następnie wsiedliśmy do aut i ruszyliśmy w drogę powrotną. Przy okazji sprawdzaliśmy ile maksymalnie osób możemy przetransportować naszą toyotą i wyszło zaledwie 14. Osiem osób na pace z tyłu i reszta w środku. Spokojnie, nic się nikomu nie stało 😉
Po powrocie każdy się zabrał za swoje rzeczy. Mi akurat przypadło pranie…
Wieczorem natomiast zjedliśmy wspólnie kolacje, uzgodniliśmy z o. Izaakiem plan działania na najbliższy tydzień oraz pomodliliśmy się wieczorną Liturgią Godzin, jak przystało na misjonarzy.
Pozdrawiam wszystkich, którym się chciało czytać moje wypociny 😉
Mikołaj
oj chciało się, chciało…(się czytać) – zwłaszcza , że wstęp był bardzo „obiecujący”…
Dlaczego oglądając zdjęcie z Waszym obiadkiem – nasunęła mi się „legenda o Św. Aleksym”? (to zagadka dla Was)…
Mam nadzieję, że kolejne muskające Wasze powieki promienie wschodzącego słonka, będą dodawały energii, tak jak nasza o Was pamięć i modlitwa:)
pozdrawiamy serdecznie
(stęsknieni rodzice) 😉
Kochani ? troszkę Wam zazdroszczę tej Ghany ? więc dziękuję z każdy wpis ??? Tradycyjnie pozdrawiam cieplutko Wszystkich ????mama(? jednego kleryka)
Jesteście super ekstra! 😀
Czekam na relację na żywo!