Dzień 2. (01.08.2019) – W końcu dojechaliśmy…

Po 8-godzinnym locie, stresującej przeprawie na lotnisku i 5-godzinnej podróży samochodem po ghańskich drogach w końcu dojechaliśmy do naszego celu – parafii pod wezwaniem św. Łukasza we wiosce koło Obuasi. Ale zacznijmy od usprawiedliwienia braku wczorajszego wpisu. Niestety z powodu braku możliwości i zmęczenia spowodowanego podróżą 42-godzinną nie daliśmy (a właściwie, ja nie dałem ;)) rady napisać wpisu.

W każdym razie, przechodząc do sedna, podróż samolotem była bardzo miła i nie różniła się znacznie od poprzedniej. Można było choć troszkę odespać. 🙂 O 11:30 czasu lokalnego wylądowaliśmy w Akrze. Następnie czekała nas przeprawa, podczas której mieliśmy sprawdzane tzw. żółte książeczki z obowiązkowym szczepieniem na żółtą febrę. Wszyscy przeszliśmy ją spokojnie z wyjątkiem jednej osoby, którą zabrano na bok. Zgadnijcie, kogo…

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło 🙂
Za przeprawą czekali już na nas o. Izaak i o. Emmanuel. Zawieźli nas oni najpierw do siostry Izaaka na obiad, a później już do naszej parafii. Ghana jest dość specyficznym krajem pod względem religijnym. Zdecydowana większość mieszkańców jest chrześcijanami, ale wśród nich przeważają niestety protestanci. Niemal co krok mogliśmy tego doświadczyć. Wszędzie są reklamy z różnymi pastorami czy wyznaniami kościelnymi np. „Let prophet speak”. Nawet sklepy nazywają się jak religijne zawołania. Słowem, religia jest tutaj traktowana jak chleb powszedni 🙂

Nasza ekipa w drodze
U ojca Izaaka siostry na obiedzie
Nasz obiad uszykowany przez siostrę Izaaka
Marlena z hodowlą krabów
0.5-litrowy woreczek wody pitnej
Zgadnijcie, co to takiego?!
Jak widać nie było łatwo 🙂

Na miejscu stało się coś, czego się nie spodziewaliśmy. Gdy tylko wyszliśmy z samochodu, tamtejsi parafianie przywitali nas gromkim śpiewem, tańcami, oklaskami i graniem na różnych instrumentach, więc możecie się domyślać jaki był całościowy efekt. Z pewnością tak jeszcze nigdy nie byliśmy witani 🙂

A to chociaż namiastka tego, co doświadczyliśmy po przybyciu na miejsce

Po krótkim przedstawieniu nas w kościele wobec parafian udaliśmy się na probostwo, gdzie znajduje się nasz nocleg. Ostatnim wspólnym punktem była Eucharystia, podczas której mogliśmy złożyć Panu podziękowanie za całą podróż; i tak jak rozpoczęliśmy nasz wyjazd od Mszy Świętej w seminarium, tak też zakończyliśmy ją w jak najlepszy możliwy sposób 🙂

Pozdrawiam,

Mikołaj W.

5 myśli na “Dzień 2. (01.08.2019) – W końcu dojechaliśmy…”

  1. Pierwsze chwile (jak i cały pobyt) na Czarnym Lądzie na pewno zostaną niezapomniane… Cieszymy się z Waszych relacji (i fotek). Intryguje mnie „osoba, która wzbudziła podejrzenia na lotnisku”…czyżby był to Mikołaj?;)

      1. „stawiałam” na Mikołaja, bo wiem, że lubią mu zdarzać nieprzewidywane sytuacje… wszak jestem z nim OD POCZĄTKU ?. Nie mogę się zalogować więc stąd ta „anonimowość”, ale dla wtajemniczonych-mama kl. M.W?

Dodaj komentarz