Dzień 3. (02.08.2019) – Przypadek? Nie sądzę.

/zdjęcia dojdą później, Internet nie współpracował/

I pierwszy dzień na miejscu za nami. Ciekawie, nie powiem. Na pewno inaczej. Spokojnie przeżyliśmy ten czas. Obliczyłam, że od momentu przebudzenia we wtorek a zaśnięcia w piątek minęło ok. 68 h, podczas których średnia dobrze przespanych godzin wychodzi 6. Nie ma więc co ukrywać, że dzisiejszy dzień przeżyliśmy baaardzo spokojnie. Potrzebowaliśmy tego czasu na aklimatyzację i tak zwane dojście do siebie po podróży. W skrócie:

śniadanie

Msza św.

obiad

wizyta w Katedrze

odwiedziny u mamy Izaaka

odwiedziny u brata Izaaka

kolacja

integracja

Buuuuu, co oni tam robią? Bez sensu w ogóle. Na szczęście, z tego, co się orientujemy, tak nie wygląda standardowy dzień na misjach (Mam nadzieję, bo biorąc pod uwagę ilość jedzenia, jaką nas poczęstowano, wrócimy do Polski jako „wielcy misjonarze”, dosłownie…). Potrzebujemy chwili, żeby się rozkręcić. Jest takie powiedzenie, że Bóg dał europejczkom zegarek, a Afrykańczykom czas. Będąc na tym kontynencie mam nadzieję, że ta zasada będzie dotyczyć również nas i doświadczymy spokojniej płynącej rzeczywistości. Ale żeby nie uskuteczniać  proagandy za pomocą niewdzięczynch uproszczeń, zobaczcie, co może kryć się pod powierzchnią prostoty.

Śniadanie – czyli wariacja na temat klasyki gatunku, głównie owsianka z mlekiem kondensowanym i miodem, chleb z awokado i masłem orzechowym.

Msza – bo aby żyć niezbędny jest Jezus i tlen (chociaż nie jestem pewna co do drugiego).

Obiad – to są dopiero kulinarne nowości dla naszego podniebienia! Podpowiadam pomysł na biznes – knajpa z afrykańskimi daniami, to jest przyszłość 😉

Wizyta w Katedrze – a tam wystawiony Najświętszy Sakrament – Panie Boże – rozpuszczasz nas! Obok kościoła mieliśmy okazję zobaczyć lekcję katechezy.

Odwiedziny u mamy ks. Izaaka – zawsze podziwiam kobiety, które swoim życiem i przykładem wychowały przyszłych kapłanów

Odwiedziny u brata Izaaka – jest fryzjerem i golibrodą. – Michał? – Nie musisz mówić więcej, potrzymaj mi nerkę.

Kolacja – moja definicja szczęścia to mango i papaja.

Integracja – 100 pytań do… Nasza gra, nasze zasady, taka, żeby rozkręcić głębsze rozmowy i budowanie wspólnoty.

A korzystając z luksusu, jakim jest czas, dzięki spokojniejszemu tempu były chwile na refleksje i tak pojawiło się w mojej głowie kilka myśli, które potrzebują odpowiedzi.

Czy to przypadek, że lecieliśmy przez stolicę jednego z najbogatszych państw świata, mieliśmy okazję, by na chwilę wyskoczyć na miasto i zobaczyć niesamowite osiągnięcia współczenej architektury tak wielkie, że aż przytłaczające? Wiecie, co jeszcze uderza po wyjściu z lotniska? Gorąco, które ogarnia, jak po przekroczeniu jakiejś niewidzialnej bariery. Buch! I pytasz: – Kto na mnie wylał wiadro wrzątku? Miasto, które zostało stworzone jako kraina doskonała dla dorosłych dzieci istny legoland dla szukających szczęścia, wybudowane w miejscu, gdzie temperatura nie pozwala na normalne funkcjonowanie na zewnątrz, więc wszelkie pomieszczenia są klimatyzowane. Klimatyzacja z kolei sprawia, że temperatura na świecie wzrasta, ale kto by się tym przejmował przecież mamy sprzęt, zamkniemy się i schłodzimy jeszcze bardziej, najlepiej od razu z ciałem schodzić serce. I tak koło się nakręca.

Z kołem kojarzą mi się historie mojej babci z czasów, gdy mieszkała w Afryce, tym odległym kontynencie na który, jako małe dziecko zabierała mnie opowiadając swoje przeżycia przy blasku świecy w zimowy wieczór. Jedną z ciekawostek, którą zapamiętałam było to, że Afrykańczycy umieją świetnie narysować koło, prawie idealnie jakby odrysowali od miski. Szokujący fakt! Ja co najwyżej narysuję przyzwoity kwadrat, ale równe koło, to jest coś! (Od małego moje ciągoty w kierunku geometrii pozwalały mi na zapamiętywanie nieistotnych dla innych faktów). A co ja zauważyłam że ludzie tutaj robią dobrze? Fajnie się uśmiechają, obłędnie poruszają w tańcu i tak bardzo umieją się dzielić tym niewiele co mają, że co chwilę nas zawstydzają.

Od razu po przyjeździe różnica pomiędzy oboma miastami i standardami, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, była kolosalna! Przygotowywaliśmy się, ale doświadczenie tej rzeczywistości to zupełnie co innego. Po długiej podróży marzenie wszystkich to prysznic. Tylko że kurek z wodą jest tylko jeden, ten z zimną… Ale w jest! Tak nam się chciało spać, że ledwo żyliśmy… Ale żyliśmy! I o te resztki siebie trzeba walczyć z komarem, który chce pokąsać stopy, gdy na zewnątrz myjemy zęby. Skurczybyk się czai malarię roznosi, a nawet porządnie nie bzyczy.

Z takim początkiem to świata nie zbawię, ale nie muszę, zrobił to 2 tysiące lat temu Chrystus na krzyżu. Ja po prostu w codziennych sytuacjach i wyborach, przy pomocy Ducha Świętego, postaram się wybrać tę lepszą opcję.

Ks. Izaak dzisiaj na kazaniu zachęcał, żeby będąc tutaj każdy zadał sobie pytanie, dlaczego akurat ja tu jestem? By odkryć dlaczego Pan Bóg mnie, posłał w to miejsce? To będzie ogromna łaska, jeżeli poznam odpowiedź.

Czy to Przypadek? To zależy, w Kogo wierzysz…

AMDg

3 myśli na “Dzień 3. (02.08.2019) – Przypadek? Nie sądzę.”

  1. Cudowny wpis. Wszystko odczułam jakbym tam była.
    I to wspomnienie babci z Afryki…a właśnie wczoraj rozmawiałyśmy jakich różnic w dobrobycie i mniej bycie będziecie musieli doświadczyć, zrozumieć albo i nie… pogodzić się albo i nie…
    Doświadczenie,które odmieni i przewartościuje wiele- tego jestem pewna 🙂
    Do tego obłedny ruch w tańcu i te paskudne komary- od razu wiadomo kto pisze 😀
    Pozdrawiam WSZYSTKICH

Dodaj komentarz