Nasz ósmy dzień rozpoczęliśmy od Mszy Świętej o godzinie 8 rano. Tym razem w naszym własnym gronie i po polsku. Dobrą Nowiną dla nas był przykład Jezusa, który potrafi przekroczyć swoje religijne i kulturowe granice, wychodzi z utartych schematów i otwiera się na świat kananejskiej kobiety i dostrzega w niej wielką wiarę (por. Mt 15,21-28). Ghana każdego dnia stwarza nam okazje, abyśmy przekraczali nasze własne schematy, wychodzili z naszej kulturowej „skorupy” i otwierali się na innych. Możemy wówczas, na wzór Jezusa, odkryć, bez oceniania i porównywania, jak wielka jest wiara ludzi, do których przyjechaliśmy.
Po Mszy Świętej śniadanie – bardzo obfite i bardzo międzynarodowe. Codziennie odkrywamy iż produkty, jakie znajdujemy na naszym stole pochodzą z czterech krańców świata. Mamy nawet dżem morelowy pakowany w Polsce dla brytyjskiej firmy. Masło orzechowe i biały cukier ze Stanów Zjednoczonych, natomiast owsianka jest produktem niemieckim. W tej różnorodności Ghanę reprezentowały małe żółte słodkie banany, miód oraz kakao z licznie rosnących tu kakaowców. Ghana to raj dla miłośników kakao. Jest jego drugim, po Wybrzeżu Kości Słoniowej, producentem na świecie! Niestety, niewielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że to przede wszystkim dzięki pracy rolników w Afryce możemy rozkoszować się pyszną czekoladą !
Reszta poranka minęła nam głównie pod znakiem przygotowań do obchodów Dni Młodzieży Diecezji Obuasi organizowanych na terenie naszej parafii Akrofuom. Mieliśmy okazję, aby stać się częścią dzielnej polsko-ghańskiej ekipy, która m.in. rozładowała samochód z wodą pitną przywiezioną na spotkanie młodzieży.
Woda rozprowadzana jest w półlitrowych woreczkach foliowych. Ciekawostką jest to iż producentem tej wody jest diecezja Obuasi, która ma za patrona św. Tomasza, dlatego każdy woreczek nosi imię tego świętego.
Gdy my byliśmy zajęci wodą przywiezione zostały naszym minibusem materace. Zanim się spostrzegliśmy już były wyładowane !
Był to również dzień przyjazdu uczestników spotkania. Przywitaliśmy ich serdecznie w „naszej” parafii. Młodzi okazali się być niemal samowystarczalni. Przywieźli ze sobą „sprzęt” do gotowania, do mycia się, do spania.
Gdy my byliśmy zajęci tego ranka, w tzw. międzyczasie zniknęły wszystkie gałęzie z rosnącego przed domem drzewa.
Tak, to jest to samo drzewo. Niestety musiało pozbyć się tak bujnych gałęzi gdyż znaleziono w jego konarach węża.
Na obiad, jak zawsze, udaliśmy się do parafii Świętego Filipa w Obuasi – rodzinnej parafii o. Izaaka. Zostaliśmy poczęstowani zupą, która nazywa się nkatekwan – to zupa na bazie orzeszków ziemnych, bardzo pikantna, jak prawie wszystko tutaj. Do tej zupy dodaje się mięso, rybę oraz ryż podawany w dużych kulkach owiniętych folią. Oczywiście do każdego posiłku podawane są świeże owoce – papaja, mango, ananas, arbuz – 100% bio!
Później udaliśmy się na główny targ w Obuasi.
My jednak wyruszyliśmy tam pieszo. Jeszcze po drodze wykupiliśmy prawie wszystkie kartki na poczcie głównej w Obuasi !
Ghański targ to prawdziwa kopalnia wiedzy o ludzkich potrzebach. Od jedzenia, poprzez kosmetyki, ubrania po wszelakie usługi (krawieckie, transportowe, restauracyjne).
Można go mocno doświadczać wszystkimi zmysłami. To istna plątanina feerii barw, hałasu, różnorodności i bogactwa smaków, a nade wszystko mocnych zapachów. Zbyt mocnych dla niektórych z nas!
Lokalnymi, często kupowanymi produktami są tam m.in. yamy, platany, maniok (cassava), ryby, zioła, papryczki chili, a także robione mydło w kształcie kuli.
Pośrodku targu o. Izaak zaprowadził nas do wielkiej hali, która kiedyś musiała być teatrem lub kinem, gdyż znajdowała się tam scena. Teraz to wielki zakład krawiecki. Udaliśmy się na poszukiwanie krawca.
W końcu znaleźliśmy naszego krawca, który dokładnie nas zmierzł.
Złożyliśmy zamówienie na stylowe ghańskie koszule. Tylko czekajcie, może trafimy na wybieg dla modeli?
Sklepik z ubraniami prowadzi tam najstarszy brat o. Izaaka – Jan, u którego zrobiliśmy zakupy. Jan, oprócz pracy w sklepie, jest również pastorem w jednym z kościołów zielonoświątkowych.
W końcu wyruszyliśmy w drogę powrotną. Miejsce spotkania katedra.
Po drodze mogliśmy podziwiać interesującą architekturę starego meczetu. Czy to może być zaproszenie dla niektórych z nas do zainteresowania się dialogiem międzyreligijnym?
Po powrocie do parafii reszta naszego wieczoru została wypełniona radością płynącą z bycia razem, poznawania się, z czasu spędzonego na wspólnych rozmowach z uczestnikami Dni Młodzieży. Wracaliśmy do pokoi pełni wdzięczności, że to wszystko przydarzyło się właśnie nam.
Na zakończenie tego długiego dnia chcę napisać, co łączy Zgromadzenie Misjonarzy Afryki – Ojców Białych z parafią Akrofuom, która nas gości. A mianowicie o. Martin Addai, który był moim rektorem w Nairobi, pochodził z tejże parafii. Zginął tragicznie nieopodal naszego domu formacyjnego w Nairobi. Został zastrzelony przez nieznanych sprawców w dniu 10 marca 2007 w drodze na uroczystości świętowania niepodległości Ghany. To właśnie On, jako rektor seminarium Misjonarzy Afryki – Ojców Białych, przygotowywał nas do naszej przysięgi misyjnej i święceń diakonatu w roku 2005.
Dlaczego spośród setek parafii w Ghanie trafiliśmy właśnie do rodzinnej parafii o. Martina? Czy powinienem myśleć że to przypadek? Czy jest to jeden ze znaków, którym należałoby nadać głębszy sens? Z uwagą będę czekał na odpowiedź i wizytę w domu rodzinnym o. Martina.